Schwedt

Miałem osiem obrazów malowanych, jeden obraz pisany, kolekcję cytatów ze słowem „piasek” i poczucie, że to jeszcze nie koniec.

Zbliżał się termin wyjazdu na plener. Na co dzień nie mam środowiska artystycznego. Żyję wśród inżynierów, urzędników, nauczycieli, lekarzy, biznesmenów. Samotny biały żagiel wśród morza pracującej inteligencji. Nie jestem na stałe związany z żadną galerią ani grupą artystyczną. Mam za to wielu przyjaciół artystów, oni jednak rozsypani są po całym świecie. Dlatego od czasu do czasu jeżdżę na plenery, żeby się z nimi spotkać i stwierdzić naocznie, że tacy jak ja istnieją. Tym razem Marianne Gielen www.marianne-gielen.de malarka z Poczdamu, namówiła nas, nas to znaczy mnie z Polski, Ladislava Steiningera www.steininger.webgarden.cz z Czech i Anne de Beaoufort www.annedebeaufort.com z Francji, na wyjazd plenerowy do Schwedt, miasta nad Odrą. Organizatorem pleneru było stowarzyszenie Kunstverein Schwedt i Galeria Kietz, która ma siedzibę w dawnej fabryce tytoniu www.kunstverein-schwedt.de

Dwa tygodnie wspólnej pracy zakończone wystawą. Jak to na plenerze. No i rozmowy, wycieczki, koncerty, biesiadowanie, podpatrywanie, tańcowanie, kolejne, wspólne projekty, nowe artystyczne przyjaźnie: Gudrun Venter www.gudrun-venter.de Susanne Pomerance www.pomerance.de Danuta Piotrowska ,www.danutapiotrowska.pl , Andreas Zettelmann www.pataphysik.org .

Ponieważ należało przywieźć własne materiały do pracy, wziąłem, co tam miałem pod ręką. Nigdy do końca nie wiem co będę robił na plenerze. Między innymi miałem kilka prostokątnych blejtramów i farby olejne.

Tuż po przyjeździe zwiedzaliśmy Schwedt i okolice „w poszukiwaniu inspiracji”. Pod koniec wycieczki odpoczywaliśmy na niewielkim wzgórzu przy brzegu Odry z rozległym widokiem na łąki i lasy na drugim jej brzegu. W pewnym momencie na rzece pojawiły się cztery barki a na nich stożki piasku.

kom2_1

-A więc to tak -pomyślałem, patrząc jak temat piasku płynie do mnie i przypomina, że dzieło jeszcze nie jest skończone. I, wypracowaną już wcześniej metodą, zacząłem przez następne dwa tygodnie sypać na moje płótna piasek spławiany Odrą. Dlatego te cztery płótna różnią się rozmiarem od wszystkich pozostałych, dla których wyznaczyłem metrum 90×100 cm.

Przyszedł czas wystawy. Prace podobały się, zostały zauważone, wywołały zainteresowanie czy jak to się zwykle pisze przy takich okazjach, jednym słowem – zawisły.

Nie powiesiłem ich jednak w szeregu, co by pokazywało wprost związek z tematem; cztery wypełnione piaskiem barki płynące jedna za drugą leniwym nurtem dolnej Odry, ale zgrupowałem, za namową komisarza pleneru Gerharda Fuhrmanna w czworobok. Zgodziłem się na takie rozmieszczenie prac, ponieważ przynajmniej w przybliżeniu nawiązywało ono do mojego rozmiaru kanonicznego (przypominam: 90x100cm). Z resztą było już nieco trudniej.

Między mną a panem komisarzem zaczęła toczyć się gra interpretacyjna. Już tak jest we współczesnej sztuce, że czego byśmy nie namalowali, będzie się nasze malarstwo kojarzyło ze wszystkimi izmami i nazwiskami tylko nie z nami. Gerhard jako człowiek wykształcony, zrozumiał moje obrazy jako czystą, uduchowioną abstrakcję. Zgrupował je zatem w czworobok i umieścił w „kąciku kontemplacyjnym” oświetlone przygaszonym światłem a przed obrazami ustawił dla wygody medytujących krzesełka.

kom2_2Bardzo to było miłe i dobrze wyglądało, ale musiałem jakoś zasygnalizować, że nie jestem niestety Markiem Rothko. Zgodziłem się na czworobok, ale krzesełka próbowałem odstawiać. Niestety, z marnym skutkiem, ciągle wracały na swoje miejsce, zgodnie z zasadą raz ustanowionego prawa.

Skoro tak, to na ścianie, obok obrazów przykleiłem zdjęcia na których widać płynące barki oraz tekst – moje malarskie kredo pisane Herbertem:

Malując rozmyślam, porządkuję, hierarchizuję, przepisuję tablice wartości w magicznym rytuale poprawiania doskonałego świata.
Jest to magia indywidualna, zorganizowana i odprawiana na wewnętrzne potrzeby malarza. Ostatecznym wynikiem, dziełem powstającym w trakcie malowania nie jest obraz, ale osoba malarza. Zawsze niedoskonała, utrzymywana w swym człowieczeństwie dzięki zaklęciom magicznym, które malarz pamięta jedynie wtedy gdy maluje.

Ladislav, po dwóch tygodniach patrzenia i słuchania jak maluję piasek ziarnko po ziarnku stanął przed obrazami, przeczytał tekst i powiedział Aaa, to jest ta twoja filozofia piasku. Cóż, są ludzie dla których facet malujący ziarnka piasku to nie jest jakiś wariat, tylko malarz, którego malarstwo potrafią zrozumieć i przyjąć.

Uradowany i pokrzepiony wsparciem przyjaciół, wróciłem do domu i od razu zacząłem malować – piasek. Tym razem spojrzałem na „okazy” przywiezione ze Schwedt przez mikroskop i sportretowałem kilka pojedynczych ziaren.

kom2_3 kom2_4

Temat się rozwijał.