Kiedy się człowiek czymś interesuje, to książki przychodzą do niego.
Zbigniew Herbert
W czasach młodzieńczych, kiedy jeszcze chciałem być poetą, spotkałem Pana Cogito. Przechadzał się po stronach Tygodnika Powszechnego. Zrozumiałem wtedy, że istnieje już Poeta, którym chciałem zostać. W tym czasie o autorze wierszy nic nie wiedziałem i nie dociekałem zbytnio kim jest człowiek, który kazał mi zamilknąć. Żywo reagowałem na nazwisko zapowiadające kolejne utwory, prawie nie znając biografii Poety. Wierzyłem, wiarą młodzieńczą w Sztukę i żywiłem kult prawdziwego artysty rodem z młodopolskiej, krakowskiej kawiarni. Było to w latach 70, czasach wykluwania się tak zwanej kultury młodzieżowej i tryumfującego PRL. Wtedy próbowałem jeszcze zdobyć jakiś porządny zawód. Kilka lat studiowałem leśnictwo, jednocześnie mając kontakt z plastyką poprzez warsztat mojego stryja, gdzie nauczyłem się jubilerstwa. Odwiedzając pracownie zaprzyjaźnionych artystów, zwiedzając wystawy i pamiętam, że dość zapalczywie dyskutując, zacząłem przechodzić na pozycje artystyczne. Byłem już wtedy za stary by zdawać na Akademię, więc postanowiłem od razu zostać prawdziwym artystą – malowanie abstrakcyjnych obrazów to przecież nic trudnego?
Minęło trochę lat i broniłem dyplomu na UMCS w Lublinie. Już nie malowałem abstrakcji. Moimi mistrzami byli teraz Józef Gielniak, Tadeusz Kulisiewicz a uczelnia dawała duże możliwości – od Snocha do Smoczyńskiego, ale inspiracji nadal szukałem w jego poezji.
Renesansowa Dolina
Tytuły prac ujawniają jej źródło. Był rok 1996, wiedziałem teraz znacznie więcej o życiu Poety. Można powiedzieć, że po tych kilkudziesięciu latach od mojego pierwszego spotkania z jego wierszami, sytuacja się odwróciła. Autor, jego osoba zaczęła przesłaniać dzieło. W księgarni można było kupić jego książki. Czytelnicy zamiast wczytywać się w jego, w końcu dostępne teksty, nasłuchiwali co, kto i na kogo powiedział. Zawsze się przed nią bronił ale pod koniec życia dopadła poetę – współczesność.
Dlaczego właśnie on? Przecież to taka oczywista postać. Czytelna i opisana. Klasyk. Rząd oprawionych w skórę dzieł wraz z przypisami, wywiadami i autokomentarzami ustawiony na górnej półce biblioteki, wyjmowany coraz częściej tylko po to, by wytrzeć z grzbietów kurz. Odpowiedź była właśnie tam, pod tym kurzem
Dlaczego klasycy
(…)
3
jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą
to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety
Jeżeli już zdobyłeś się na pytanie, odpowiedzi szukaj u klasyków. Moje prace były próbą przywołania siły pierwszego spotkania, przypomnienia i ponownego, tym razem graficznego odczytania dzieła poety, który w międzyczasie stał się klasykiem. Postawiłem sobie pytanie; jaki rodzaj twórczości uprawiałby on, gdyby nie pisał, gdyby nie był poetą? Myślałem, że wybrałby jakąś technikę tradycyjną, jeśli malarstwo to olejne, jak rzeźba to w kamieniu a z technik graficznych pewnie miedzioryt albo drzeworyt. Chociaż nie byłem tego do końca pewien bo przecież wiersze składał nowoczesne. Sam poeta uważał, że i poezja, i literatura mają więcej do czynienia z okiem niż z uchem. To jest ta potrzeba konkretności, obrazowości; potrzeba ostrej linii, która odcina rzeczy dobre od złych. Byłbym chyba szczęśliwszy będąc malarzem. Wydaje mi się, że gdybym namalował obraz, to obraz byłby taki, jak go namalowałem. Słowa natomiast podlegają różnym, jak to się mówi, manipulacjom, zabiegom, wymagają interpretacji. Piękne zestawienie zieleni z czerwienią pozostaje zawsze takie samo. Zdaje mi się, że to jest właśnie ta nieśmiertelność.*
Przez całe życie rysował, szkicował. Rysunki potrzebne były mu do pracy pisarskiej, były metodą, sposobem skupiania uwagi na przedmiocie studiów. Moje przygotowania do książki to przede wszystkim rysunki. Nie robię zdjęć, uprościłbym przez to mój kontakt z przedmiotem. A jeżeli sobie obrysuję na przykład jakąś rzeźbę renesansową, to jak gdybym się wdawał w ten sam rytm artystyczny, który kreował to dzieła. Zawsze rysuję z rzeczywistości, nigdy to nie jest kompozycja niezależna od impulsów płynących ze świata.
Te rysunki są bardzo swobodne, mają charakter notatki, często opatrzone są dopiskami. Inaczej wyglądają rysunki, które tworzył dla nich samych, gdy w tym celu „ruszał w rzeczywistość”, są bardziej zdyscyplinowane, przedstawiają zazwyczaj pejzaże, architekturę. Syntetyczne, jak gdyby rysownik chciał opisać to co widzi, w kilku, starannie dobranych kreskach.
Ludzie nie widzą w perspektywie geometrycznej, to jest złudzenie. Natomiast uliczka namalowana tak, jak się ją widzi naiwnym okiem, łagodzi rzeczywistość, ściera ostre kanty. To są dwie postaci sztuki – tej czystej i tej, która godzi się na niedoskonałość, na własną nieumiejętność, na pomyłkę, na własny charakter.
Pokazuje się obecnie te rysunki na wystawach, jak dzieła sztuki. Nie pamiętam, żeby za życia poety organizowano takie wystawy. Chyba nie chciał się zgodzić na coś takiego. Wcale jednak nie uważał, że one nie mogą funkcjonować w obiegu artystycznym. Ja na przykład rysuję nieźle, nawet w cichości ducha myślę, że lepiej niż piszę. Gdybym zaczął wystawiać te rysunki, powiedzieli by tak: rysunki zupełnie dobre, ale wiersze nudne, jakieś starocie, mitologia, wciąż się powtarza – on powinien być malarzem.
Najwyraźniej obawiał się pełnej autonomii swych plastycznych kreacji. Obawiał się iść tą drogą, poezję uważał za muzę pierwszą i w myśl swej filozofii, dochował jej wierności. Myślę, a są ku temu przesłanki, że rysowanie, malowanie uważał za jeszcze większą udrękę niż pisanie wierszy. Gdyby jednak zdecydował się dać im pierwszeństwo, to jestem przekonany, że wyglądałyby one nieco inaczej.
Zdecydowałem się na czarno-biały druk wypukły, drukarską technikę, za pomocą której powielano przez stulecia zarówno słowa jak i obrazy. Linoryt jest jej uwspółcześnioną wersją. Wybór techniki, metody pracy, tematu jest zawsze trudny. Odwieczny problem formy i treści dyskutowany przez twórców:
Léger,
Venclova,
Miłosz,
Herbert…
… dzieła w których rzeczą główną był temat – mijają, te, w których najważniejszą była forma -zostają
… tam gdzie nie ma treści domagającej się upostaciowania, nic nie pomoże wynajdowanie form
… pomiędzy treścią a czystym malarstwem musi istnieć swoiste napięcie. To samo napięcie rodzi się u Malewicza, tyle że jego treść jest mistyczna
… tak, a jeżeli pozostaje tylko jeden z tych biegunów, sztuka wyparowuje
… szkoła przyzwyczaiła nas do rozdzielania treści od formy, nasi nauczyciele zamęczali nas zadaniami, które polegały na tym, żeby własnymi słowami opowiedzieć wiersz. Jest to oczywisty nonsens. Tylko w złych wierszach treść można odseparować od formy. To jest zupełnie błędne wyobrażenie, że poeta jest kimś, kto wlewa swoją treść w różne flakoniki formy. Ten flakonik to jest sonet, ów oktawa, inny znów tak zwany wiersz biały. W istocie od samego początku aktu twórczego treść jest nieodłączna od formy.
Moją treścią był fragment wiersza Modlitwa Pana Cogito – podróżnika z tomu Raport z oblężonego Miasta :
i żebyś miał w opiece Mamę ze Spoleto Spiridiona z Paxos dobrego studenta
z Berlina który wybawił mnie z opresji a potem nieoczekiwanie spotkany w Arizonie
wiózł mnie do Wielkiego Kanionu który jest jak sto tysięcy katedr zwróconych głową w dół
a formą ładny, nie bójmy się tego słowa obrazek, przedstawiający widok kanionu niczym widokówka z podróży. Dopiero dalszy ogląd druku miał odsłaniać kolejne odniesienia do kultury. Zilustrowany tą metodą fragment poezji otworzył mi drogę do następnych krajobrazów, w których natura i kultura kojarzone są bardziej swobodnie. Poezja staje się już tylko pretekstem, metodą poszukiwania obrazowania.
Oczywiście wtedy, w 1996 roku moje wybory oparte były na intuicji, dopiero teraz po latach, uświadamiam je sobie wyraźniej, chociaż też nie w pełni. Jakoś intuicyjnie wyczuwałem analogię między pisaniem wierszy a cięciem grafiki. Ten sam żmudny proces. Wiersze pisze się długo i mozolnie a czyta szybko. Podobnie grafika, linoryt wymaga namysłu i czasu, pewnej ręki i czujnego oka a potem ogląda się grafikę jednym „rzutem oka”. To jest naturalne. Większość teorii koloru, zauważa Maria Rzepińska, pisanych przez malarzy, powstała na końcu ich drogi twórczej a nie na początku. Czyli, malarz najpierw maluje a dopiero potem definiuje.
Marzenie Poety. I chociaż poeta marzy
powtarzam wiersz który chciałbym
przetłumaczyć na sanskryt
lub piramidę
to wiadomo, że sztuka jest nieprzetłumaczalna. Próby malowania muzyką za pomocą specjalnych maszyn dały mierne rezultaty. Komputerowa wizualizacja odtwarzanej melodii to gadżet miły dla nabywcy, ale zwykle irytujący dla oka, a przez to i dla ucha. Wiersze, które chcą być pejzażami stają się banalne, jak pejzaże z wierzbami, malowane do muzyki Chopina. Ale wiadomo również, że sztuka, jej różne gatunki przenikają się. Obraz nie jest ilustracją, lecz bytem samoistnym, stopem własnych myśli malarza z myślami przejętymi i przemyślanymi, które wryły się w oczy i pamięć. Ten stop przelewa się w wizję najbardziej osobistą, objawioną pod powiekami jak półsen.
Poeta mówi o sobie …jestem nieudanym filozofem, a także nieudanym malarzem czy plastykiem, powiedzmy, i te niezabite moje ciągoty zebrały się w tym, co piszę.
Malarstwo różni się od innych sztuk między innymi tym, że nie można się go nauczyć na pamięć. Można nauczyć się sonaty Beethovena, wiersza Goethego i odtworzyć je. Obrazu nie da się odtworzyć. Reprodukcje niewiele dają. Mimo swego dość wyszkolonego oka ciągle mam kłopoty z przypomnieniem sobie, jaki ten obraz był naprawdę, co stanowiło o jego tonalności, o tym, że był błękitnawy… Całe moje pisanie to beznadziejna próba ewokacji obrazu, który znajduje się w jednym jedynym miejscu: w Amsterdamie, w Wiedniu, w Londynie. Trzeba wyjść od konkretu, od linii, od koloru, a język jest niesłychanie ubogi, jeżeli idzie o barwy. Kupiłem kiedyś słownik kolorów, bardzo dobry zresztą i mówiłem: półkadmy ze sjeńską. To nic nie znaczy dla czytelnika, a były to właśnie te kolory. Nie udało się. Prawdopodobnie nie może się udać, ale tylko takie rzeczy, które nie mogą się udać, warte są starań i pracy. Trzeba zawsze borykać się z czymś, co jest niewyrażalne, nie dające się opisać. Zasugerować to, ale z poczuciem klęski oraz miłości do oryginału, jedynego, który jest zawsze taki sam. Niezmienny. Łagodne, ciepłe promieniowanie dzieł sztuki…
Chciał obdarzyć swoją poezję materialnością obrazu, trwałością kamiennej rzeźby. Myślał, że uda się to poprzez „bycie wiernym rzeczywistości” i budowanie, a raczej ciągłe odbudowywanie, wartości. Sferą działalności poety, nie jest współczesność, ale rzeczywistość, uparty dialog człowieka z otaczającą go rzeczywistością konkretną, z tym stołkiem, z tym bliźnim, z tą porą dnia, kultywowanie zanikającej umiejętności kontemplacji.
A przede wszystkim – budowanie wartości, budowanie tablic wartości, ustalenie ich hierarchii, to znaczy świadomy, moralny ich wybór z wszystkimi życiowymi i artystycznymi konsekwencjami, jakie z tym są związane – to wydaje mi się podstawową i najważniejszą funkcją kultury.
Od tego zadania nie zwolni nas polityka, która jest grą szans i coraz częściej strategią, autonomicznym mechanizmem niepowiązanym z rzeczywistością, a nie tym, czym powinna być: czynieniem miejsca dla ludzkiej inicjatywy i dzielności.
Z pewnością malarstwo nie jest tak podatne na manipulację jak literatura, ale z drugiej strony trudno sobie wyobrazić obrazy „budujące wartości” bądź filozofujące. Poeta uważał, za Czesławem Miłoszem, że poezja jest jedyną, możliwą formą uprawiania filozofii współcześnie.
Miłosz jest moim mistrzem. Miłosz – i to jest jego największa zasługa – pokazał i udowodnił swoją twórczością, że poezja także jest terenem do myślenia. Mnie najbardziej interesuje nie relacja ja i ja, ale ja i świat, to znaczy, kiedy podmiot spotyka się ze światem. I to jest wiekopomna zasługa Miłosza.
Herbert nie oczekiwał, że za pomocą składania strof uda mu się stworzyć jakiś spójny system filozoficzny. Uważał, że „filozofowanie” w poezji przypomina refleksję pierwotną, jak na przykład wczesnych myślicieli jońskich. W tych wypadkach aparat pojęciowy nie jest rozbudowany, natomiast większa jest waga intuicji filozoficznej.
Podstawowa funkcja poezji nie zmienia się tutaj tak zasadniczo, w dalszym ciągu pozostajemy w sferze uczuć a nie na przykład formalnej budowy języka. Z tą jednak różnicą, że napięcie uczuciowe budowane jest z udziałem intelektu. Jest to swoiste przeżycie filozoficzne; nie punkt dojścia, ale napięcie emocjonalne, znane także odkrywcom w dziedzinie nauk ścisłych przed ostatecznym rozwiązaniem, to szczególne spięcie woli, myśli i uczucia, gdy zbliżamy się – albo tak nam się zadaje – do wydarcia tajemnicy.
Być może uprawianie malarstwa to jedyna, możliwa dziś forma medytacji. Modlitwy? Jedno jest pewne – pisanie, malowanie nie pozostaje bez śladu na duszy. Czyni ją albo lepszą, albo gorszą, ale nigdy obojętną.
Jestem nieudanym poetą i dopóki sobie tego nie uświadomiłem moja plastyka była dla mnie niezrozumiała, zwłaszcza w porównaniu z działaniami moich kolegów, którzy wiedzieli, że są malarzami. Ja nie wiedziałem, i chyba nadal nie wiem. Chociaż teraz przynajmniej wiem, że do pracy jest mi potrzebny motyw, inspiracja, dojmujący czy też intrygujący przejaw życia. Raz będą to 400 letnie deski z remontowanego przez mojego przyjaciela pałacu, innym razem rysunki 4 letniej Magdy, poezja Andrzeja Bursy, świniobicie, dusza malarza naiwnego, śmierć, wspomnienia z dzieciństwa, nienapisane wiersze. Muszę mieć jakiś powód by zacząć pracować twórczo. Tak więc, żeby coś napisać, muszę się najpierw napatrzeć i oczytać. Potem dopiero szukam środka wyrazu. Samo płótno i farby nie wystarczą. I tutaj zaczynają się moje problemy. Ponieważ jak dotąd nie wykształciłem niczego co mógłbym nazwać stylem. Za każdym razem, gdy przystępuję do pracy muszę wszystko robić od początku, dbając jedynie o to, aby forma była jak najbardziej „semantycznie przezroczysta” dla treści.
Forma powinna być jak szyba, przez którą dociera do nas obraz rzeczywistości. Ale namalowany obraz też jest rzeczywistością, lecz trochę innego rodzaju, poprzez to, że w sztuce jest zawarte widzenie innych ludzi, to nie są przedmioty gotowe, takie, jakie daje natura, lecz skonstruowane, tam jest nie tylko rzecz, tam jest także idea twórcy. Czyli, że w odniesieniu do sztuki, przezroczystość formy jest to pewien ideał bo najpiękniejszy jest przedmiot, którego nie ma.
Nie wiem i już się tego nie dowiem, czy moje grafiki podobałyby się poecie. Myślałem podarować mu je, ale nie było okazji. Odcięty od świata przez chorobę i opiekującą się nim żonę, miał zapisane do przeżycia jeszcze dwa lata. Teraz żałuję, że nie posłałem tych grafik pocztą, na adres. Byłaby to próba kontaktu z żywym człowiekiem, zawsze najważniejsza.
I znowu minęło trochę czasu i już mamy rok 2009. Mam teraz 50 lat i jestem studentem. Tym razem w Krakowie. Na pewno każdy powinien mieć szansę dokształcania się przez podróże. Ale najważniejsza jest ciekawość świata. Wyprawa do Wiślicy czy Krakowa również może być pouczająca.
Poeta nie żyje od 11 lat. On odszedł, kłótnie ucichły, powróciła jego poezja. Również do mnie. Ja też się zmieniłem, nie tylko fizycznie.
Jeżeli mogę nazywać siebie artystą, to jestem artystą niewierzącym ale praktykującym. Nie wierzę już w to, że Sztuka może zmienić świat i, że ludzie nie mogą bez niej żyć. Nie wierzę w wychowanie przez sztukę i dla sztuki, a nawet w sztukę dziecka nie wierzę. Niestety, moja niewiara nie idzie w parze z nihilizmem, który z pewnością ułatwiłby komercjalizację mojej kreatywności. Spędzam więc długie godziny na bezinteresownym kontemplowaniu rzeczywistości i ludzkiego ducha, od czasu do czasu wytwarzając co nie co, pod wewnętrznym przymusem.
Na przykład maluję. Nie wiem po co? Nie jestem dobrym malarzem i nie czuję się z pędzlem w ręku tak pewnie jak z ołówkiem czy rylcem – ale co jakiś czas muszę. Chociażby dla odświeżenia oka, żeby móc lepiej patrzeć na malarstwo innych. Właśnie zacząłem malować obrazy których tematem jest piasek i po latach usypałem z nich EMBLEMERA…
A znalazłem ten piasek u Poety:
I chociaż ciągle coś robię, to dzieło moje niewielkie a praca powolna. Uprawiam sztukę jak wstydliwy nałóg, psychoterapię dla ubogich. Nie jestem już „prawdziwym artystą”, ale jestem zadowolony. Chodzi mi o to, że najbardziej zadowolony malarz na świecie to taki, który przez całe godziny, dnie, tygodnie i lata może się oddawać swemu nałogowi, polegającemu na przekształcaniu materiału artystycznego dłońmi czy oczyma, a przy tym mieć cały świat w dupie. Co nie oznacza, że na niczym mi nie zależy i że, w nic nie wierzę …
W co ja wierzę? W świętych obcowanie, jak to się nazywa w Kościele katolickim. To znaczy, we wspólnoty żywych i umarłych. Tego ja doświadczam. I to jest właśnie stopień do mojej ułomnej metafizyki, do poznawania Boga. Zakładam nieśmiało, że istnieje współżycie żywych i umarłych, bo bez tego nie istniałaby kultura.
Choć wiem, że czysta, prosta myśl o zrozumiałej i wytłumaczalnej rzeczywistości to tylko marzenie i tęsknota to jednak wierzę, że z pomocą rozumu, uprawiając naukę i sztukę, jesteśmy zdolni zrozumieć świat. Rozum został nam dany, aby dociekać prawdy a ci, którzy rozpalają stosy by nas powstrzymać od jej badania są wrogami prawa boskiego.
Moim podstawowym przeżyciem malarskim był jednak na pewno widok z okna kamienicy, w której mieszkałem we Lwowie, na mur, który był najpiękniejszy, kiedy słońce zachodziło. I kolor, ten niewyrażalny kolor mnie prześladuje. To było abstrakcyjne przeżycie. Ten mur z ciepłym światłem. A już o wiele później mowa okien zaczęła mnie fascynować. Latem były okna otwarte; kiedy się zmierzchało, to taka w nich czerń, prawie sadza. I tu mi się zaczęła jakaś sprawa niewyrażalności świata. Wiedziałem, że ten mur jest najpiękniejszy tylko przez parę minut – w słońcu. Zwykle nieefektowny, szarawy – w słońcu nabierał koloru gorącej ochry. Można było podróżować wzrokiem po tym zróżnicowanym murze, odkrywając to, co jest istotą malarstwa: uwrażliwienie na półtony. Tego typu przeżycia, wspomnienia ma chyba każdy wrażliwy człowiek. Wynikają one z elementarnego zachwytu urodą świata.
W ten sposób należałoby patrzeć na świat, również na sztukę. Czytając wiersze, zastanowić się…
Jakiego koloru jest poezja Zbigniewa Herberta?
Intuicja podpowiadała mi, że jest to czerń. Zapewne u podłoża tej intuicji był wiersz „Czarna róża”, zapewne coś jeszcze bo intuicja zwykle ma wiele tajemnych źródeł. Jak się potem okazało nie tylko ja miałem taką intuicję. W księgarni w Bostonie, w dziale z poezją, stoją niedaleko siebie tomy wierszy Zbigniewa Herberta ( w czarnej okładce), Julii Hartwig (w białej), Miłosza (różowej) i Szymborskiej (zielonej).
Konsekwencją tego namysłu były dwa postanowienia, że trzeba sprawdzić w badaniach statystycznych, oraz analizie fragmentów wierszy, w których autor używał nazw kolorów – jaka jest rzeczywista pozycja czerni w poezji Herberta. I po drugie, znaleźć przybliżoną charakterystykę oraz fizykę tej czerni, czyli znaleźć definicję oraz skład chemiczny koloru nazwanego – czerń Herberta.
Moje badania ograniczyłem do wierszy wydanych w kolejnych tomikach jeszcze za życia poety. Zacząłem je czytać notując nazwy kolorów, częstość ich użycia przez poetę. Byłem już w połowie gdy natknąłem się na tytuł „Świat barw – świat znaczeń w języku poezji Zbigniewa Herberta.” Ewa Badyda, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2008.
Sytuacja przypominała anegdotę o malarzu (autorstwa bodajże Jana Cybisa), który po długim, morderczym wysiłku samotnej pracy w atelier odkrywa zupełnie nowy kierunek w sztuce. Dumny i uradowany wychodzi do kawiarni aby oznajmić światu swoje odkrycie a tam już wszyscy o tym rozmawiają. Moje odczucia były mieszane. Z jednej strony smutek i rozczarowanie, że zostałem pozbawiony tematu badań, zepchnięty do roli komentatora a z drugiej strony radość, że ktoś zadał sobie podobne pytanie, że w związku z tym ma ono jakiś sens.
Pani Ewa Badyda uzasadniając dlaczego warto badać nazwy barw w twórczości poetyckiej Zbigniewa Herberta powołuje się na typ poetyckiej wyobraźni Herberta i jego osobistą wrażliwość na kolory, wynikającą z fascynacji sztuką, zwłaszcza malarstwem. Praca ta jest wynikiem podejścia lingwistycznego i opiera się na szczegółowych analizach semantycznych. Odpowiada w wyczerpujący sposób na pytanie o ogół użytych w tej poezji nazw kolorów i ich znaczeń.
Gdybyśmy chcieli ułożyć „kolorowy” wybór poezji Zbigniewa Herberta to liczyłby on 16 rozdziałów. W kolejności frekwencji tekstowej barw byłyby to następujące rozdziały; biały 120, czarny 94, czerwony 69, zielony 50, niebieski 44, złoty 30, szary 28, różowy 27, żółty 25, srebrny 24, brązowy 17, rudy 16, siwy 14, siny 13, fioletowy 9, pomarańczowy 5.
Moje pytanie jest nieco odmienne. Czy można poezję Herberta utożsamić z jakimś jednym kolorem, nadać mu sens emblematyczny, opisać i wytworzyć barwę w kontekście tej poezji?
Ulubionym kolorem Poety jest kolor szary a poezją wyrażającą „stan szarości” jest poezja Larkina podoba mi się ogromnie, ten rodzaj szarości, który dotyka metafizyki.
Krytyka literacka wyróżnia biel i szarość (K.Dedecius, A.Lisiecka, St.Barańczak).
Ja opowiadam się za czernią. Biel występuje w poezji Herberta tak często, że pani Ewa Badyda rozdział poświęcony temu kolorowi zatytułowała ”Wszechobecny biały” W tym rozdziale możemy przeczytać, że w wierszu „Czarna róża”, będącym swoistą poetycką wykładnią filozofii kolorów, pozycja bieli wobec czarnego jest zupełnie inna. Biel jest tu przedstawiona jako jeden z wielu kolorów, których źródłem jest czerń, i mając wobec niej tę samą rangę podporządkowania, staje się równorzędna w stosunku do innych kolorów chromatycznych.
Przytoczmy ten wiersz w całości:
Czarna róża
wynika
czarna
z oczu oślepionych
wapnem
dotyka powietrza
i staje
diament
czarna róża
pośród chaosu planet
dmuchając
w małą fujarkę wyobraźni
wyprowadź
kolory
z czarnej
róży
jak wspomnienie
ze spalonego miasta
fiolet – na truciznę i katedrę
czerwień – na befsztyk i cezara
błękit – na zegar
żółć – na kość i ocean
zieleń – na dziewczynę przemienioną w drzewo
biel – na biel
czarna różo
w czarnej róży
co chowasz
wśród martwych muszek elektronów
Biel występuje najczęściej ale to czerń reprezentuje tę poezję. Subtelna gra chromatycznych barw, których źródłem jest czerń a kresem biel. Jednak pozycja obu kolorów wobec barw nie jest jednakowa. W wierszu „Czarna róża” czerń przedstawiona jest nie tylko jako uosobienie trwałości „pośród chaosu planet”, ale również jako prakolor , źródło i początek wszystkich innych barw w tym również bieli.
Dodać jednak trzeba, że owo metaforyczne obrazowanie czarnego ma również równoległe uzasadnienie w rozumieniu go jako braku światła, „Czarna róża” to wszystko, co widzą ślepe, niewrażliwe już na grę światła oczy:
wynika
czarna
z oczu oślepionych
wapnem
A wapno w poezji Herberta jest substancją bieli. Ewa Badyda w rozdziale zatytułowanym „Czy czarny musi być zły?” wyodrębnia następujące aspekty koloru czarnego, znalezione w poezji Herberta:
Opozycyjność czarnego wobec białego
Czerń jako źródło kolorów
Czerń jako kres światła
Czerń jako kolor śmierci
Jako symbol nocy skrywającej tajemnicę
Jako kolor ciążenia w dół, ku ziemi, zarówno w wymiarze fizycznym jak i duchowym
Kolor związany z materią i jej fizycznymi właściwościami, takimi jak ciężar, twardość, wymiar
Jako kolor ziemi
Jako kolor moralnie pozytywny, symbol prawdy ale również pychy i nienawiści
Tak więc substancją bieli jest wapno, natomiast czerni jest ziemia.
Analiza poezji Zbigniewa Herberta pod względem frekwencji występowania i rodzajów użytych przez poetę nazw barw prowadzi do wniosku, że jest to poezja „bezbarwna” (w przeciwieństwie do eseistyki), używająca głównie bieli i czerni. Jeżeli Herbert sięga po kolory chromatyczne, to wybiera barwy podstawowe a określających je nazw nie różnicuje. Tak jakby poeta celowo redukował zmysłowe zalety opisywanego świata, w nadziei uzyskania obrazu odnoszącego się bezpośrednio do rzeczywistości.
Przeprowadzono szczegółowe badania wyrazów na oznaczenie kolorów w różnych językach i kulturach. Zbadano 98 języków i ustalono, że występuje dla wszystkich języków jednolity trend.
W najbardziej prymitywnych językach występują jedynie wyrazy na oznaczenie koloru czarnego i białego. Kolejnym najczęściej występującym kolorem jest czerwony. Badania te pozwalają na interpretację, wskazującą drogę rozwoju słownictwa kolorów w grupie badanych języków:
Biały Czarny |
→ | Czerwony | → | Zielony Żółty |
→ | Niebieski | → | Brązowy | Purpurowy Różowy Pomarańczowy Szary |
Analiza języka poezji Zbigniewa Herberta:
Biały Czarny |
→ | Czerwony | → | Zielony Niebieski |
→ | Złoty Szary Różowy Żółty Srebrny |
Twórczość poetycka Herberta to wyprawa do źródeł, również do początków języka. Kolorem tej poezji jest czerń – przeciwieństwo bieli, źródło i kres barw chromatycznych. Nazwa pierwotnego stanu umysłu, określająca ciemność rzeczywistą, której źródło znajdujemy we Wszechświecie i czerń symboliczna wywiedziona z języka i ludzkich wyobrażeń.
Światłość wiekuista ginie w ciemnościach rozszerzającego się Wszechświata. W coraz bardziej ciemnym, rozszerzającym się i oziębiającym kosmosie pojawiło się życie a w raz z nim nasza ludzka cywilizacja. Symboliczna róża kosmosu będąca w młodości światłością, rozwinęła się w czarną różę, symbol tajemnicy
im bardziej róża umiera
tym trudniej mówić o róży
Moja czarna róża jest parą blejtramów wysokich na 160cm i szerokich na 42cm z napiętym na nie płótnem. Na pierwszym z nich biel przemieniać się będzie w czerń, na drugim z czerni wynikać będzie biel.
Jutro zacznę malować moją czarną różę.
* Zbigniew Herbert w przedmowie do „Barbarzyńcy w ogrodzie” pisze o formie jaką wybrał dla swojej książki: Nie wybrałem łatwiejszej formy – impresyjnego diariusza, gdyż w końcu prowadziłoby to do litanii przymiotników i estetycznej egzaltacji. Sądziłem, że należy przekazać pewien zasób wiadomości o odległych cywilizacjach, a że nie jestem fachowcem, ale amatorem, zrezygnowałem ze wszystkich uroków erudycji: bibliografii, przypisów, indeksów. Zamierzałem bowiem napisać książkę do czytania a nie do naukowych studiów.
Z podobnych względów zatarłem granice między moimi słowami a wypowiedziami innych autorów, a zwłaszcza Herberta, wychodząc z założenia, że cytując klasyków wypowiadamy siebie.
Bibliografia
Badyda E., Świat barw – świat znaczeń w języku poezji Zbigniewa Herberta, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2008
Barrow J. D. Wszechświat a sztuka. Fizyczne, astronomiczne i biologiczne źródła estetyki, Wydawnictwo Amber, 1998
Herbert Z., tomy: Struna światła, Hermes, pies i gwiazda, Studium Przedmiotu, Napis, Pan Cogito, Raport z oblężonego Miasta, Elegia na odejście, Rovigo, Epilog burzy, Wydawnictwo Dolnośląskie
Franaszek A. Ciemne źródło, Znak, 2008
Herbert Z. Herbert nieznany. Rozmowy, Zeszyty Literackie, 2008
Heller M. Podglądanie Wszechświata, Znak, Kraków 2008
Zeszyty Literackie, 68 i 102
Ślesiński W. Techniki malarskie spoiwa organiczne, Arkady1984
Poznawanie Herberta, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998
Herbert Z. Labirynt nad morzem, Zeszyty Literackie 2000
Herbert Z. Barbarzyńca w ogrodzie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1995
Herbert Z. Martwa natura a wędzidłem, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1993
Forstner Osb D.Świat symboliki chrześcijańskiej, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1990
Rzepińska M. Historia koloru w dziejach malarstwa europejskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków1983
Herbert. Znaki na papierze. Utwory literackie, rysunki i szkice, Bosz, Olszanica 2008
Nowakawska A. Róza w języku i kulturze, Acta Universitatis Wrztislaviensis No 2282, tom 16. Wrocław 2001
Szymańska A. Dotknąć istoty rzecz, Przegląd Powszechny, 27.09.2008
Barańczak S. Uciekinier z utopii. O poezji Zbigniewa Herberta
Cybis J. Notatk9 malarskie. Dziennik 1954-1966, Państwowy Instytut Wydawniczy 1980
Miłosz Czesław, Nieobjęta ziemia, Wiersze wszystkie s.884